20-07-2018

Dawno nie pisałem... Od czego zacząć?

Przed operacją. Wiele niepewności i lęku. Ostatnie badania, ostatnie wątpliwości. Niezbyt dobre wyniki krwi. Może należy jeszcze poczekać, odłożyć w czasie to, co i tak jest nieuniknione...? Nie. Lepiej operować teraz, natychmiast.

Po operacji. Cholerny ból. Pewnie to dobry znak, że boli. To znaczy, że żyję, czuję. Kilka litrów krwi, mnóstwo środków przeciwbólowych i wszelakie kroplówki wzmacniające osłabiony organizm. Poza tym leżenie. Opieka doprowadzająca do szału. Jest konieczna, ale oczywiście wolałbym sam...

Po czasie. Ból nieco zmalał, za to pojawiło się przeziębienie. Jak? Jest gorąco, a ja nawet nie mogę wyjść. Wieczne leżenie doprowadza do szału. Tak samo jak sąsiad, który wkurwia swoim marudzeniem z byle powodu. Pojawia się tęsknota za wózkiem - choć nie sądziłem, że kiedykolwiek za nim zatęsknię. W gruncie rzeczy to wszystko nic, bo najbardziej brakuje mi mojego Tomka... I fajek.

Z czasem mogę usiąść na wózek. Pierwszy raz to zaledwie kilka minut, jednak wkrótce możliwe jest wyjście na fajkę. Stopniowo też wzrasta poziom samodzielności. Jak dobrze móc samemu się umyć. I ogolić.

Z początkiem tego tygodnia rozpoczęła się współpraca z rehabilitantem. Po raz pierwszy mogę stanąć na własnych nogach, iść. Niezdarnie i z bólem, zaledwie siedem kroków... Ale sam. Poza tym kule. Pod okiem rehabilitanta lub samodzielnie na niewielki dystans, a jednak cieszy. I mam coraz lesze wyniki.

Przez głowę przenikają uporczywe myśli o dezercji. Do domu. Do mojego Tomka, psów, ogrodu... Pozostaję posłuszny i wciąż staram się usamodzielnić. Leżąc doceniłem wózek, teraz zaczynam kochać te pieprzone kule... Zdrowy człowiek nie docenia tak wielu rzeczy. I mam świadomość, że np nie mając nóg chciałbym stawiać te nieporadne kroki. Przebrnąwszy kawałek drogi czuję się jak po przebiegnięciu maratonu... Kaszel nadal męczy. Zaczynam się dołować, jednak szybko przychodzi myśl - ty czarny baranie, przecież przeszedłeś tę drogę sam! Własnym wysiłkiem, choć z nieocenionym wsparciem Tomka... I Waszym.

Dziękuję za każdą pozytywną myśl i pozdrawiam.

Komentarze

  1. Miło się czyta, że są postępy i wygląda na to, że to była dobra decyzja, ta operacja :)
    Niezmiennie trzymam kciuki :)
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Kto nie przeżył, ten nie wie. Super że operacja się udała (i pacjent przeżył, chłe, chłe! :-D ) i że Ci lepiej. Oby tak dalej!

    Tylko jeszcze palenie rzuć! :-P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano, od leżenie można nieźle odjechać, czyli pojebca dostać, szczególnie, jak człowiek jest do ruchu przyzwyczajony.
    Gratuluję pierwszych kroków :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że operacja się udała. Martwiłem się o Ciebie i modliłem by wszystko się udało. Mam nadzieję, że niebawem staniesz na nogi i samemu będziesz mógł robić wszystko. Teraz ja czekam na werdykt lekarza bo być może mnie będzie potrzebna operacja. Obym jej uniknął, bo nie wiem czy sobie dam radę. Życzę ci zdrowia, dobrego samopoczucia i dużo miłości :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to teraz nie pozostaje nic innego jak tylko życzyć powodzenia w stawianiu kolejnych kroków. :) Cieszę się, że operacja się udała.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz