Przegrywam.
Nie pierwszy raz uzmysławiam sobie, że znajduję się w momencie, który wraz z towarzyszącym lękiem odbiera siły do działania. Powraca dominujące wrażenie, że nie daję rady. Że właśnie, kurwa, przegrywam. Człowiek znajduje się nad przepaścią i tylko wielkie pokłady wytrwałości mogą odwrócić przebieg wydarzeń, zamienić niemal pewną już porażkę w zwycięstwo. Dawniej paraliż trwał zaledwie chwilę. Narastający poziom adrenaliny szumiał w głowie, zamieniał się w żądzę działania - przeżycia. Być może miało to w sobie coś pierwotnego. Teraz stwierdzam, że niczego podobnego nie czuję. Że nie mam siły. A przecież to nadal jest walka na śmierć i życie.
Moje rady były proste. Walcz o zdrowie, idź do ludzi, zakochaj się, realizuj swoje pasje. Takie załamywanie się nie ma żadnego sensu. Nie trać czasu i dostrzegaj to co piękne w Twojej najbliższej okolicy.
OdpowiedzUsuńMichale... Wiem, że Twoje rady zawsze płynęły ze szczerych chęci, ale obaj doskonale wiemy, że nic nie jest takie proste. Nie mniej jednak dziękuję...
UsuńWcale nie uważam, byś przegrywał... działasz przecież. Jesteś, piszesz :)
OdpowiedzUsuńTak naprawdę nie ma zwycięstw, ani porażek. Życie płynie, są problemy do rozwiązania; jeśli zamiast tego katujesz się nimi, dorabiając sobie gębę, to karmisz demony, a psychika zdycha.
"Można przegrać lub wygrać, ale nie można, do cholery, rezygnować" /Marek Hłasko/
Doskonale wiesz, jak wygląda to moje "bycie"...
UsuńDobry wieczór :) Może to tylko chwilowe? Teraz taka dołująca pora roku...
OdpowiedzUsuńUhm, długie mamy te pory roku. Ostatnia trwa kilkanaście (dziesiąt?) lat. : )
Usuń