Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2018

30-03-2018

Po przebudzeniu doznałem dwóch dojmujących uczuć - zimna i bólu. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz i mocniej naciągnąłem na siebie kołdrę. Zmęczenie nie opuszcza. A jednak jestem nieco spokojniejszy, bo podjąłem choć jedną decyzję.

25-03-2018

Obudził mnie śmiech. Przepełniony drwiną. Pogardliwy. Odruchowo wyjąłem broń spod poduszki i ignorując ból usiadłem na łóżku. Psy spały. Dziewczyny ułożyły się w nogach, mops pochrapywał pod kocem. Potrząsnąłem głową, by przepędzić resztki kiepskiego snu, jednak złośliwy chichot rozległ ponownie. Dochodził gdzieś z piwnicy. Podszedłem chwiejnym krokiem pod drzwi, za którymi znajdują się schody prowadzące w dół. Po drodze zawadziłem o krzesło, które runęło z hukiem. Drzwi zamknięte. Tak, jak je zostawiłem. Odbezpieczyłem broń, jednocześnie tłumacząc sobie, że to znowu moja schiza. Osunąłem się pod drzwiami nasłuchując. Psy zbudzone hałasami przybiegły do mnie, łasząc się zaspane. Poza tym nic. I w momencie kiedy zacząłem wierzyć, że to faktycznie schiza, usłyszałem jakiś szmer. Tuż za drzwiami. Szuranie, przeklęte szuranie. Podniosłem się z trudem czując jak spływa ze mnie pot. Mimo lęku przekręciłem klucz w zamku i otworzyłem z impetem drzwi. Czysto. Wciąż celując w mrok spowijający s

21-03-2018

Krzysztof Kamil Baczyński "Spojrzenie" Nic nie powróci. Oto czasy już zapomniane; tylko w lustrach zsiada się ciemność w moje własne odbicia - jakże zła i pusta. O znam, na pamięć znam i nie chcę powtórzyć, naprzód znać nie mogę moich postaci. Tak umieram z pół-objawionym w ustach Bogiem. I teraz znów siedzimy kołem, i planet dudni deszcz - o mury, i ciężki wzrok jak sznur nad stołem, i stoją ciszy chmury. I jeden z nas - to jestem ja, którym pokochał. Świat mi rozkwitł jak wielki obłok, ogień w snach i tak jak drzewo jestem prosty. A drugi z nas - to jestem ja, którym nienawiść drżącą począł, i nóż mi błyska, to nie łza, z drętwych jak woda oczu. A trzeci z nas - to jestem ja odbity w wypłakanych łzach, i ból mój jest jak wielka ciemność. I czwarty ten, którego znam, który nauczę znów pokory te moje czasy nadaremne i serce moje bardzo chore na śmierć, która się lęgnie we mnie. 18 październik 1943r. Ot, całe wyjaśnienie zagadnienia zbitych luster. Znowu pozwoliłem so

19-03-2018

 *** Otworzyłem oczy i nasłuchiwałem przez chwilę. Poranna toaleta Saby, delikatnie chrapanie śmierdziela. Poza tym spokój. I na raz opierdoliłem samego siebie - jasne, że spokój, przecież nikogo tu nie ma! Chłód przenikał moje ciało, a żadna pozycja nie była bezbolesna. Otworzyłem usta i przeciągnąłem po nich wysuszonym językiem. Zdecydowałem, że czas wstać (bluzgając przy tym ile wlezie). Nie podzielałem porannej, szalonej radości psów, jednak zająwszy się nimi z niemałym trudem zawlokłem się w końcu pod prysznic. I ogoliłem mordę. Zerkając w jakieś pozostałości po lustrze zastanawiałem się jak, kurwa, mogę sobie spokojnie patrzeć w oczy. Około południa wyglądałem w miarę poprawnie. Zmieniłem też przepoconą, pokrwawioną pościel. Logika, miewając przebłyski, podpowiadała mi nawet, że dawno niczego nie jadłem... Jednak sama myśl o tym przyprawiła żołądek o bolesny uścisk. Wybrałem fajkę i telefon do Młodego, żeby jednak przyniósł jakieś tam zakupy. I tu znowu wkurw. Bo zamiast

16-03-2018

Obraz
Po raz któryś tam z kolei zbieram się w sobie, by coś napisać. I nie wiem co. Pustka. Bynajmniej będzie krótko. Być może mniej marudzenia, bo przecież ja wiecznie zrzędzę... Uśmierzając ból chwyciłem jednak tę sukę. Butelka, papieros... W głowie kłębią się zgoła oklepane myśli samobójcze. Co się ze mną stało? Ludzie bliscy, czy dalecy namawiając mnie na leczenie nie rozumieją, jak bardzo mam już dość. Jak nie chcę dłużej żyć w ten sposób. Jak chciałbym pójść do niego.  Pink Floyd - Comfortably Numb

12-03-2018

*** Otworzyłem oczy i natychmiast je zamknąłem. Jeszcze przez chwilę miałem nikłą nadzieję (ta, matka głupich), że kiedy otworzę je ponownie okaże się, że wszystko stanowi jedynie kontynuację któregoś z kiepskich snów. Nic z tego. Poruszyłem się nieznacznie w poszukiwaniu telefonu. Przytłumiony ból, który rozlewał się powoli po ciele nabrał intensywności. Rzeczywistość jest nieubłagana. W gardle wciąż tkwiła jakaś boląca klucha, którą przełknąłem i mój suchy przełyk przeszył rozżarzony pocisk. Nie chciało mi się pić, nie chciało mi się wstać. Chciało mi się umierać. Odrzuciłem tę myśl. Na przekór wszystkiemu powoli zwlokłem się z łóżka, przy czym prawie się przewróciłem. Zaatakowałem jeszcze żołądek nikotyną i zebrałem się do lekarza. *** Lekarz był wyraźnie zirytowany moim oślim uporem. Nie przejmowałem się jednak zbytnio jego słowami. Zapewne dlatego, że wszelkie myśli docierające do mojego umysłu były stłumione lekami i zmęczeniem. Poza tym nie przywykłem do

08-03-2018

Krzysztof Kamil Baczyński "Lew w klatce" Ruda chmura gradowa - zakuta w kształt znużonego kota, poziewając otwiera smutek jak krajobraz z różu i złota. Potem oczy zamyka; wspomnieniem spada w kłębek płowego żalu i w źrenicach z wolna utrwala ludzi stojących wokoło i cienie. 15 październik 1941 r. Czuję się jak ten lew. Z tęsknotą spoglądam przez okno, w kierunku lasu. Nie mam chęci nawet warczeć na "dotykacza". Sam przerywa, kiedy orientuje się, że ćwiczenie musi sprawiać ogromny ból. Posłusznie zjadam leki, a nawet gotuję rosół. Można powiedzieć, że jestem grzeczny. Przy tym dość apatyczny. Być może to przez gazy bojowe, które mops puszczał mi zeszłej nocy...

05-03-2018

*** Niewyspany, jak zwykle zmęczony życiem ułożyłem się w łóżku. Przebudzone psy niewyraźnie mruknęły. Łaskawie ustąpiły mi nieco miejsca obok siebie. Wyłączyłem lampkę, po czym naciągnąłem na siebie kołdrę. Poczułem ogarniającą mnie słabość, bezwolność... Tak bardzo pragnąłem zaznać odpoczynku. Tymczasem dopadły mnie dreszcze. Niemal po omacku wciągnąłem na siebie dodatkowy koc. Alkohol zdążył już ze mnie w miarę wyparować, a jednak wciąż czułem się jakiś odurzony i tępy. Głupi... Nadal się trzęsłem, jednak nie chciało mi się ruszyć. Zamknąwszy oczy zacząłem miarowo oddychać w naiwnej nadziei na sen. Ten się tylko ze mną drażnił. Podchodził całkiem blisko, ogarniał... Tylko po to, by znowu uciec.  Nad ranem ktoś zdarł ze mnie koc. Pomrukując z zadowoleniem zabrał się za jego gryzienie. - Chrapek!  Podskoczył jak oparzony, jednak chwyciłem do za grzbiet i przyciągnąłem z powrotem do siebie. Czując miłe ciepło naciągnąłem koc i nie wypuszczając łobuza z objęć, szepnąłem, by

01-03-2018

*** Sen odpływał powoli. Mimo to pozostawałem w odrętwieniu. Pieprzony ból przenikał każdy zakamarek ciała. Jednak bardziej obezwładniała mnie myśl o czekającym mnie dniu. Wizyta u psychiatry, randka z "dotykaczem" (rehabilitantem). Zupełnie jakby sama świadomość tego, że muszę podjąć wysiłek większy niż zwykle przygwoździła mnie swoim ciężarem do łóżka. Z ciężkim westchnieniem zwlokłem się z wyra. W domu panował chłód, który specjalnie nie ułatwiał tego zadania. Dalej jak zawsze. Dupa na wózek, psy do ogrodu, toaleta. Poranny rytuał zakłócił mi dzwonek do drzwi. Natychmiast wydedukowałem, że skoro ktoś już wlazł nie przejmując się bramą ani psami, to musi to być ktoś ze "swoich". Mimo to nie spieszyłem się z otwieraniem. Drugi dzwonek. Dowlokłem się w końcu, by otworzyć. Nieco zirytowany. - Cześć! Przede mną stał Młody. Uśmiechał się do mnie jak zawsze, uodporniony na moje humorki. Kazałem mu długo na siebie czekać i wyraźnie trząsł się z zimna. Bez słowa