Posty

21-06-2019

     Zapaliłem papierosa. Wieczór zalewał świat mrokiem, który zakradał się we wszystkie kąty. We mnie również. Złe myśli dusiły mnie, paliły niczym rozżarzone żelazo. I chociaż bardzo starałem się nie rozdrapywać ran, nie potrafiłem się im oprzeć. Nabrzmiałe krople zaczęły siekać pobliskie drzewa. Czekałem na nie. Deszcz jest dobry. Deszcz jest jak litość - wszystko zetrze: i krew z bojowisk, i człowieka, i skamieniałe z trwóg powietrze *. Długo wpatrywałem się w deszczową ciemność. Mrużąc oczy zacząłem przekopywać się przez wspomnienia, szukając tego właściwego. I odnalazłem je.      Szedł, a właściwie zataczał się po chodniku. Mimo chłodu miał rozpiętą kurtkę, spodnie uwalane błotem. Nie musiałem niczego więcej widzieć, żeby mieć pewność, że jest najebany. Nagle odwrócił się, by zerknąć na coś nieokreślonego w oddali i zaczął chwiejnie biec. Niemal czułem, jak wściekły wpada do domu i wszczyna awanturę. Jednak tak się wówczas nie stało. Przewrócił się, upadając w kałużę... T

19-03-2019

Zerknąwszy na post napisany równy rok temu, dnia dziewiętnastego marca 2018r., uśmiechnąłem się nieznacznie. Czasem mam wrażenie, że utknąłem w miejscu. Moje życie stanowi jedną wielką stagnację. Bezsens. Każdy dzień przypomina ten poprzedni, a każda noc napawa tym samym lękiem. A może jednak nie jest tak do końca?  "Otworzyłem oczy i nasłuchiwałem przez chwilę. (...) I na raz opierdoliłem samego siebie - jasne, że spokój, przecież nikogo tu nie ma!" Fakt. W tym wspomnieniu nie odnajduję zbyt wielkiego pocieszenia, gdyż uczucie pustki i zagrożenia wciąż nie jest mi obce. Ciągle zdarza mi się gubić między tym, co rozgrywa się w rzeczywistości, a tym, co tkwi w mej głowie. Mimo zniechęcenia czytałem dalej. "I ogoliłem mordę. Zerkając w jakieś pozostałości po lustrze zastanawiałem się jak, kurwa, mogę sobie spokojnie patrzeć w oczy." Tutaj pojawił się nikły uśmiech. Mimo przemożnej chęci dokonania aktu skrajnej rozpaczy i furii we własnym domu (bodajże w niedzi

02-03-2019

Władysław Broniewski ***  I oczy wilgotne, i serce samotne, i nie wiem, co robić dalej. Ja chciałbym gdzieś w lesie (a niech mnie rozniesie!) - umrzeć z żalu.

15-02-2019

Obudziło mnie łomotanie własnego serca. Spojrzenie na zegarek - wpół do trzeciej. Punktualnie. Przedtem było tuż przed drugą oraz kwadrans po pierwszej. Nie bez trudu wstałem i zbliżyłem się do okna. Wśród targanych wiatrem gałęzi ujrzałem częściowo zachmurzony księżyc i... Ból ścisnął moje serce. Nie zerkając nań więcej zasłoniłem roletę i poszedłem zapalić. Kolejnego dnia wstając z łóżka pomyślałem, że jestem tym zmęczony. Rozejrzałem się wokół i ujrzałem jeden wielki bałagan. Gdzieś w mojej głowie odezwał się głos - może być nasrane, byle równo - i zabrałem się za sprzątanie. Rzecz jasna powoli. Nawet bardzo powoli. Nieraz rzucałem wkurwiony szmatą, bo nie byłem w stanie sprzątnąć własnego domu. A jednak zacząłem działać... Działanie nie sprawia, że ból znika. Niestety. Ale zajmuje myśli.

03-02-2019

Jak zwykle zbieram się do napisania czegokolwiek i zebrać się nie mogę. Aczkolwiek otrzymałem rozkaz, więc siła wyższa... Piszę. (uśmiech) Żyję. Stety albo niestety. I jakoś chodzę, chociaż znowu zaliczyłem szpital. Nie mam pojęcia o czym mógłbym napisać... Może podziękuję tym osobom, które przy mnie są. I pozdrowię te osoby, które jeszcze pamiętają i może mnie tutaj odwiedzą.

24-12-2018

Napiszę bardzo krótko. Świąt nigdy nie lubiłem, ale były mniej samotne w Iraku czy w Afganistanie niż w tym roku... Pierdolę żydowskie urodziny, ale zdrowia...

06-12-2018

Pragnienie wydostania się z tego przeklętego stanu narasta w sile. Najlepiej byłoby przestać istnieć. Nie być, nie czuć. Tak po prostu. Jeśli nie na zawsze, to chociaż na krótką chwilę. Przekonać się jak to jest przestać czuć. Z pewnością byłaby to niewyobrażalna ulga.  W snach znowu widuję całe cierpienie, strach... I tęsknotę. Za tym, dla którego otworzyłem serce - i którego poprzez własne wybory straciłem. Chęć popełnienia samobójstwa nasila się do tego stopnia, że na chwilę odpływam. Całkiem przyjemną chwilę.  Niestety (stety?) budzę się w szpitalu z jeszcze większym głazem na piersi. Jednak nie zdobywam się na ten ostateczny krok. Wiadomo, tchórz.

23-09-2018

Żeby nie było, że tylko chleję i marudzę dzisiaj napiszę pozytywnie. Przeszedłem około 500m bez odpoczynku (z kulami). I to chyba tyle. Jutro mam kontrolną wizytę. PS. Jak widać pozytywne pisanie nie wychodzi mi zbyt dobrze.

16-09-2018

Zdrętwiało mi prawe ramię. Powoli obróciłem się, by sprawdzić, która jest godzina. Uhm... No tak. W nocy roztrzaskałem telefon o ścianę. Nie dostrzegłem też nigdzie moich kul. Pomacałem ścianę i wstałem. Bolał mnie kręgosłup i kark, a nikłe resztki mózgu sprawiały wrażenie obluzowanych klocków. Pokój zakołysał się niebezpiecznie, więc wciąż trzymając się ściany ostrożnie ruszyłem w kierunku toalety. Krew szalała w moich żyłach znacząc drogę niewielkimi smugami wyciekającymi z ran na dłoni. Aczkolwiek jedna rzecz tego ranka mnie ucieszyła - brak lustra. Musiałbym spojrzeć w twarz tchórza, który znowu okazał się być do niczego. Nie zniósłbym kolejnej fali pogardy względem samego siebie.