Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2018

28-02-2018

 *** - Mamo, mamo... Szarpałem ją za rękaw coraz mocniej. Zirytowana wyprostowała rękę tak gwałtownie, że spadłem na podłogę. Zabolało, lecz wiedziałem, że nie wolno mi płakać. Ze wszystkich sił przygryzłem wargę, aż pociekła z niej krew.  - Zamknij się. - warknęła. A potem wymierzyła mi siarczysty policzek. I już milczałem.  *** Wymięta pościel. Znowu się nie wyspałem. Miałem coś pisać, więc piszę. Melduję, że zjadłem śniadanie i zbieram siły na jutrzejszy dzień, jednak sama myśl o nim mnie zniechęca.

Wybór.

Obudziły mnie chrapanie Saby i własne mroczne myśli. Byłem zmęczony. Od tak dawna naprawdę nie odpocząłem... Rutyna. Dowlokłem się do toalety. Garść leków. Papieros. Pijąc kawę zarejestrowałem, że otumanienie nadal nie ustępuje, za to żołądek dotkliwie wyraża swoją opinię na temat niezdrowej diety. Przejrzałem pocztę i przeczytałem jakieś wiadomości, jednak nic z tego nie utkwiło mi w pamięci. Kiedy usłyszałem skrobotanie w drzwi wejściowe automatycznie sięgnąłem po wózek, by wypuścić na dwór dziewczyny.    Mroźne powietrze wdarło się pod zbyt cienką warstwę ubrania (oczywiście nie pamiętałem o kurtce), zadrżałem. Druga fajka. To mnie nieco orzeźwiło. Bynajmniej wpadłem na pomysł, żeby przygotować jedzenie dla psów, bo muszą być głodne. Ba, przygotowując im posiłek zastanowiłem się nawet przez chwilę nad własnym żołądkiem. Dość szybko porzuciłem żywieniowe rozterki na rzecz nijakiego widoku za oknem. Szaro. Powoli wstałem, ruszyłem nogą. Zesztywniałe ciało natychmiast odpowiedział

24-02-2018

Siedząc przy oknie obserwowałem jak spadające białe płatki  kontrastują z otaczającym mnie mrokiem. Mój wzrok zatrzymał się nieco dłużej na zwalonym pniu starego drzewa, który od dłuższego czasu pozostaje w zapomnieniu. Otworzyłem butelkę ze zdradliwą 40% suką i nie zawracając sobie głowy szkłem pociągnąłem kilka łyków. Mieszanka alkoholu z lekami zaczęła krążyć w moich żyłach i już po chwili zdołała nieco ukoić szarpiący ból. Mając świadomość popełnianego błędu pociągnąłem jeszcze kilka solidnych łyków i zapaliłem papierosa. Mrużąc oczy poczułem, że ciało zaczyna się rozluźniać. I tylko w głowie, niczym w kalejdoskopie, pojawiały się wciąż nowe myśli. Jesteś jak twój stary. Stanowisz ciężar dla bliskich. Wadera czeka na ciebie. Nie chlej tyle, ogarnij się. Strzel sobie w łeb. Brzęcząca komórka sygnalizująca nadejście wiadomości przerwała grobową ciszę. Wiedziałem od kogo, jeszcze zanim zerknąłem na wyświetlacz telefonu. Na chwilę rozproszył się panujący mrok. 

Zasnąć.

*** Nie zasypiaj.  Mój umysł koncentruje się tylko na tym zadaniu. Ostatni wstrząs przywraca mi do pewnego stopnia przytomność i balansuję na granicy świadomości i nieświadomości. Jest jeszcze ból, który nie pozwala ponownie zanurzyć się we mgle. Wiem, że wszelkie próby ruchu rozbudzą ogień tlący się gdzieś z boku i ból stanie się nie do wytrzymania. Mózg pulsuje wewnątrz czaszki wywołując kolejne fale mdłości. Usiłuję rozpoznać kształty rozmytych sylwetek, które się przede mną poruszają, jednak niczego nie rozpoznaję. Czuję w gardle drapiący, ostry dym.  Spadanie w ciemność.  *** Zrywam się nagle.  Spokojnie, Czarny. Oddychaj... Rozglądam się wokół. Wzrok powoli przyzwyczaja się do panującego mroku i rozpoznaję znajome kształty pokoju. Kanapa, nie miałem siły pójść do łóżka. Na stole niedopita flaszka, błysk stali... Gładzę ją i czuję się spokojniej. Podnoszę się na drżących nogach, by dowlec się do toalety. Przez chwilę przyglądam się odbiciu w lustrze. Zarośni

15-02-2018

*** Trzymając go za rękę całowałem namiętnie, do utraty tchu. Czułem jak pod moim dotykiem nieco rozluźnia się jego drżące ciało. Scałowując każdą łzę z mokrych powiek przybliżyłem usta do jego ucha szepcząc, że przecież wrócę. Wrócę tak, jak zawsze. Kiedy gnany czasem chciałem się odsunąć, bo właśnie przestał płakać, jego dłonie mnie chwyciły i przycisnęły mocniej do siebie. - Czuję, że coś się wydarzy. - wyszeptał cicho. - Nie mam zamiaru umierać. - zapewniałem. - Wrócę do ciebie. - A może następnym razem zostaniesz na miejscu? Spojrzał na mnie niepewnie, a ja poczułem, jak narasta we mnie instynkt ucieczki. Każe mi się odwrócić i odejść, czym prędzej. Tak było zawsze. Mimo, że go kochałem. - Pomyślę. - skłamałem.                                                                                                          *** Nigdy więcej nie miałem okazji go za to przeprosić. Zresztą, to stało się nieistotne. Siedząc wczoraj na cmentarzu wpatrywałem się w datę śmierci Wojtka zast

13-02-2018

Z krótkiej drzemki wyrwał mnie huk potężnej eksplozji. Mimo, że natychmiast otworzyłem oczy, chwilę zajęło mi uświadomienie sobie tego, że to był tylko sen. Nie wyspałem się, znowu. Ból w kręgosłupie nieco zelżał, choć przy najmniejszym ruchu przypominał o sobie ze zdwojoną mocą. Odsunąłem kołdrę i niezdarnie przerzuciłem dupę na stojący przy łóżku wózek.W pokoju panował dokuczliwy chłód. Grzejniki pracowały pełną parą, ale kiedy paliłem nocą papierosa zostawiłem uchylone okno. Nic dziwnego, że taki ziąb. Bezzwłocznie je zamknąłem. Psy słysząc moją krzątaninę  przybiegły się przywitać... Jak zwykle Saba odważnie, wskakując łapami na kolana. Luna spokojniej, choć z równym oddaniem. To nieco ogrzało w duchu. Poszukałem wzrokiem wymiętej paczki Marlboro - leżała na stoliku - i wypuszczając dziewczyny do ogrodu zapaliłem pierwszego. Obserwowałem je przez moment, podziwiając rozrastającą się wokół domu sieć okopów, po czym udałem się do łazienki - apteki. Spośród mnóstwa butelek oraz opako

Przegrywam.

Nie pierwszy raz uzmysławiam sobie, że znajduję się w momencie, który wraz z towarzyszącym lękiem odbiera siły do działania. Powraca dominujące wrażenie, że nie daję rady. Że właśnie, kurwa, przegrywam. Człowiek znajduje się nad przepaścią i tylko wielkie pokłady wytrwałości mogą odwrócić przebieg wydarzeń, zamienić niemal pewną już porażkę w zwycięstwo. Dawniej paraliż trwał zaledwie chwilę. Narastający poziom adrenaliny szumiał w głowie, zamieniał się w żądzę działania - przeżycia. Być może miało to w sobie coś pierwotnego. Teraz stwierdzam, że niczego podobnego nie czuję. Że nie mam siły. A przecież to nadal jest walka na śmierć i życie.

Pierwsze zadanie.

 *** Lata temu zacząłem biegać, aby wyrzucić z siebie cały nagromadzony we mnie gniew, ból, bezradność. Sprawić to mógł jedynie chrzęst żwiru pod stopami, szum wiatru, mocne bicie serca. Pierwszy kilometr zawsze okazywał się ciężki, później było lżej. Ciało reagowało na wysiłek, oddech się wyrównywał. Początkowo było to zaledwie pięć kilometrów, z czasem biegałem coraz szybciej, dalej. Kiedy biegłem to, co stało się w przeszłości oddalało się ode mnie, traciło intensywność. Kilometr, pięć kilometrów, dziesięć kilometrów, piętnaście kilometrów, dwadzieścia kilometrów - bieg w pełnym umundurowaniu. Później poddałem się. Pozwoliłem, by ograniczenia ciała pokonały psychikę. A przecież tak bardzo wierzyłem w sportową dyscyplinę. *** Tramal. Psychotropy. Wódka. Miesiące stagnacji. Pytania bez odpowiedzi. ( „ Szukałem śmierci i nie znalazłem. Patrz, tyle dobrych ludzi zginęło, a ja żyję. I po co? Dla kogo? ” ) *** W życiu nic nie przychodziło mi łatwo, o wszystko musiałe

Archiwum - trzeci blog.

Trzeci blog - Boso, ale w ostrogach 2. (03.2016r. - 11.2017r.) Przygnany wiatrem. Opublikowano 9 marca 2016, autor: Czarny.       Rozległ się nieokreślony dźwięk. Obudziłem się mając nadzieję, że to już ranek. Niestety. Wokół wciąż panował niczym niezmącony mrok, teraz nie dostrzegałem nawet latarni znajdującej się tuż za oknem. Umysł przyćmiony lekami i niedokończonym snem zaczął poszukiwać źródła hałasu. Zostawiłem telewizor, pomyślałem. Nie, przecież jest ciemno, wyłączyłem. Dźwięki dochodziły z piwnicy. Wciąż nieprzytomny spróbowałem się podnieść z łóżka i mimowolnie jęknąłem opadając z powrotem na posłanie. Intensywny ból przeszył moje ciało. Od słabej i sztywnej nogi po kręgosłup. Teraz już się rozbudziłem. Spokojnie Czarny, to tylko noc i twoja głowa. Słuchałem jeszcze przez chwilę, ale dobiegło mnie jedynie ciche zawodzenie wiatru za oknem. Żałosne. I nie wiem, co bardziej żałosne – ta skarga za oknem, czy ja sam. Potrzebowałem czegoś, by przepłukać gardło. Woda, stała gdzieś p