Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2018

21-06-2018

- Słabo wyglądasz. - stwierdził już w progu. Ruszyłem w kierunku salonu i bez słowa dałem mu znak, żeby usiadł. Młody posłusznie zajął miejsce na kanapie. Co prawda przed jego kontrolną wizytą usiłowałem doprowadzić się do ładu, jednak w porównaniu z nim rzeczywiście musiałem wyglądać dość kiepsko. Nienagannie wyprasowana koszula, schludnie zaczesane włosy, zadbane dłonie i czyste buty, które już po chwili przyniósł nam zadowolony z siebie złodziejski mops. Odruchowo zlustrowałem owe szczegóły wspominając dzieciaka, który nie tak dawno temu spał na tej samej kanapie i wyglądał jak siedem nieszczęść. Czyżby role się odwróciły? (...) Mimowolnie zerknąłem na jego ręce. Odnotowałem brak nowych blizn. Mijały minuty, a on siedział i marszczył brwi nad moim wyglądem.  - Jak się czujesz? - odezwał się w końcu.  Chujowo. - Ok. - mruknąłem pomijając wszystko, co czuję. - Taa... - zamyślił się - Ale jednak wyglądasz dość słabo. Jakby poszły ci z nosa ze dwa litry krwi, to też wy

15-06-2018

Coraz częściej myślę, że doszedłem do granicy wytrzymałości z powodu własnej głupoty. Poprzez treningi ponad własne siły, kończenie kolejnych szkół, czy rzucanie się w wir pracy w celu udowodnienia sobie (czy raczej innym?) własnej wartości. Zdaje się, że okłamywałem samego siebie starając się mimo wszystko dostosować do społeczeństwa. Odgrywanie ról, które nie zawsze do mnie pasowały wykończyło mnie. Zupełnie jakbym się wypalił. W końcu zabrakło pracy, zabrakło też motywacji do czegokolwiek. Pojawiła się wielka pustka w moim życiu. Lata trenowania na niewiele mi się przydały na wózku, dyplomami mógłbym sobie podetrzeć tyłek, a w pracy nikomu już się nie przydawałem (złom). Pustka, alkohol, depresja.  Aż niedawno powiedziałem Tomkowi o tym, że dobrze jest nie musieć zgrywać przy nim pieprzonego twardziela. I chyba w istocie tak jest. Kiedy nareszcie mogę mówić o własnych lękach, słabościach i ograniczeniach bez obawy, że zostanę potępiony zaczynam czuć się nieco bezpieczniej. Nie m

01-06-2018

Jeszcze niedawno wydawało mi się, że doświadczyłem w życiu już wszystkiego i nie istnieje nic, co byłoby w stanie mnie zaskoczyć. Pomijam już dzieciństwo i wczesną młodość. Śmierć Wojtka. Porażka na polu zawodowym i osobistym, bo okazało się, że niezbyt dobrze oddzielałem obie te sfery. A zatem zwielokrotniona śmierć.  Z perspektywy czasu oba te wydarzenia zaczęły jawić się jako niegdyś przyśniony koszmar, który wciąż wraca i nawiedza mnie na jawie wypalając piętno na rzeczywistości. Coś jak widok pierwszego zmasakrowanego ciała, który długo jeszcze pozostanie w mej pamięci. Miałem nawet (dość irracjonalną) myśl, że wszystko to wydarzyło się przez tamto zdarzenie. Pamiętam, że podchodząc do strzępka będącego niegdyś człowiekiem zmusiłem się, by nie odwrócić wzroku. Krew była wszędzie. Bez trudu mogłem obejrzeć ścięgna i kości. Oddychałem łapczywie podświadomie czując, że wstrzymanie powietrza okaże się błędnym posunięciem. Niektórzy mdleją przy pobraniu krwi lub wyrzucają zawartoś