15-06-2018

Coraz częściej myślę, że doszedłem do granicy wytrzymałości z powodu własnej głupoty. Poprzez treningi ponad własne siły, kończenie kolejnych szkół, czy rzucanie się w wir pracy w celu udowodnienia sobie (czy raczej innym?) własnej wartości. Zdaje się, że okłamywałem samego siebie starając się mimo wszystko dostosować do społeczeństwa. Odgrywanie ról, które nie zawsze do mnie pasowały wykończyło mnie. Zupełnie jakbym się wypalił. W końcu zabrakło pracy, zabrakło też motywacji do czegokolwiek. Pojawiła się wielka pustka w moim życiu. Lata trenowania na niewiele mi się przydały na wózku, dyplomami mógłbym sobie podetrzeć tyłek, a w pracy nikomu już się nie przydawałem (złom). Pustka, alkohol, depresja. 

Aż niedawno powiedziałem Tomkowi o tym, że dobrze jest nie musieć zgrywać przy nim pieprzonego twardziela. I chyba w istocie tak jest. Kiedy nareszcie mogę mówić o własnych lękach, słabościach i ograniczeniach bez obawy, że zostanę potępiony zaczynam czuć się nieco bezpieczniej. Nie muszę już czekać nad pokrywą szamba, będąc w ciągłym pogotowiu, by w razie potrzeby zamknąć ją na czas, aby gówno nie zdążyło się przelać. Postawiony pod murem wciąż jeszcze odczuwam presję, która mnie paraliżuje - jednak nie zmuszany do niczego odzyskuję spokój. 

Dzisiaj miałem zamiar udać się z Młodym na cmentarz. Sama myśl o wyjściu z domu zaczęła stresować mnie już wczorajszego wieczoru. Po niezbyt dobrym śnie zbudziłem się spięty bardziej niż zwykle. Wreszcie podjąłem decyzję, że nic nie muszę i zostaję w domu. Teraz jest lepiej. I Wojtek wcale się nie obrazi za to, że wybrałem lepsze samopoczucie... 

Komentarze

  1. Czytałam kilka razy i zastanawiałam się co napisać...na ile się odsłonić, bo to w jakimś sensie jest takie moje...
    Zawsze uważałam że muszę sobie/komuś coś udowadniać... na studia nie poszłam, bo bałam się że nie będę najlepsza (a przynajmniej w pierwszej trójce). W zawodach biegowych nie startuje, bo byłabym vw środku stawki, a to porażka dla mnie.
    Zawsze, wszystko musiałam na 200%, a i tak znalazł się ktoś kto obrzuci gównem...
    Teraz mając Pana powoli z tego wychodzę...
    Widzę że Ty przy Tomku również, to bardzo dobrze. Lepiej być sobą niż grać rolę, która nas uwiera.
    Gratuluję postępów w radzeniu sobie ze sobą samym, bo to ciężka praca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta... Więc jakoś to rozumiesz. Najbliższa rodzina pokończyła podstawówki lub szkołę zawodową, a ja... (nie chcę się chwalić) otrzymując 4, 5, czasem 3 z tych przedmiotów trudniejszych dla mnie - a i tak było mi źle. Biegając z chłopakami młodszymi od siebie znajdowałem się w pierwszej piątce, to znowu za mało. Zawsze za mało. Teraz uczę się być sobą. Przy Tomku nie muszę udawać twardszego niż jestem, mogę nawet popłakać...

      Usuń
    2. Oj rozumiem, rozumiem...chociaż wolałabym nie...
      Szkoła to było miejsce, w którym mogłam się wykazać...

      Usuń
    3. Hm... Zwykle uczyłem się ja ostatnią chwilę, bywało ze przed samymi egzaminami i było ok. Na ustnych zwykle jeszcze gadałem o wszystkim, byle zbajerować i szło do przodu. :P Ale i tak zawsze mówiłem, że jestem głupi i dzisiaj mógłbym podetrzeć sobie dupę tymi dyplomami, bo nie jestem w stanie przeczytać książki.

      Usuń
    4. Ja też mimo ocen, średniej dość wysokiej zawsze mówiłam, że głupia jestem...
      Niskie poczucie własnej wartości, przez lata karmione przez osoby, które powinny wspierać...

      Usuń
    5. Mnie nikt tego nie mówił, sam wiem że jestem głupi jak but :P

      Usuń
    6. A chcesz w łeb? : ) Ja nie potrafię tak pięknie grać, a to tylko przykład...

      Usuń
  2. Maska...skąd ja to znam... Potrafi dobić człowieka silnego, mądrego i mającego dobre perspektywy, stabilnego finansowo, mieszkaniowo itp... Odgrywanie ról, pilnowanie wszystkich słów, gestów i oszukiwanie samego siebie na dłuższą metę jest wyniszczające.

    Dobrze jest mieć kogoś, przy kim nie trzeba udawać, można swobodnie odetchnąć i być uczciwym w stosunku do siebie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Farciarz :)
    (to do akapitu "Aż niedawno")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem nawet myślę, że nie zasłużyłem na takiego Tomka...

      Usuń
    2. Eee... spoko. Tomek aż takim cudem nie jest, żeby tylko święty mógł na niego zasłużyć :P

      Usuń
  4. To sympatyczne, kiedy z rekina wychodzi Nemo. ;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aczkolwiek gdyby ktoś odważył się skrzywdzić mojego Tomka, to rekin powróci... :P

      Usuń
  5. A ja odkąd pisze tylko dla wybranych jestem jakby sobą. Jednak moja osoba nie jest na tyle ciekawa, ani barwna. Czasem mnie ganicie, czasem pochwalicie. A ostatnio za te parady to po łbie od was dostałem.

    Dobrze, że Tomek ma na Ciebie tak dobry wpływ. Dzięki niemu pokonasz lęk, strach i się wyciszysz. Na pewno wspólny wypad do jakieś puszczy dobrze wam zrobi.

    Kiedy masz tą operację? Chyba teraz jakoś?

    Ja chyba znowu popadam w doła. Czuję się jakoś gorszy.

    Wszystkiego dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie świeciłeś publicznie gołym łbem, no to po nim dostałeś, trza było świecić gołym tyłkiem.
      Ponoć mamy wolny kraj, chcesz - paraduj. Ja czuję się, nawet jestem, jeszcze gorsza, jeśli Cię to pocieszy.
      Pozdr. ciepło.

      Usuń
    2. Michale, nie biłem Cię po żadnym łbie, nie chciałbyś ode mnie oberwać. (uśmiech) Jeśli chodzi o temat parady, to tak jak pisałem - wszystko ma swoje plusy i minusy. A fakt, że nie zawsze Cię chwalimy, to chyba dobrze. Jaki byłby sens w poklepywaniu po plecach cokolwiek byś zrobił / napisał. Ile osób, tyle przemyśleń, emocji, opinii. Zdarza Ci się pierdolić głupoty, ale lubię Cię odwiedzać. :P I nie jesteś "gorszy".

      Operację mam niedługo, 25 czerwca. Mam nadzieję, że w poniedziałek lekarz nie wymyśli żadnych przeciwwskazań...

      A Ty Wadera również nie jesteś "gorsza"... (nie wiem czy bardziej przekonuję Was, czy samego siebie - też jestem "gorszy")

      Usuń
    3. Myślałem, że Wadera to chłopak hehehehe
      Ja nigdy nie pieprzę głupot (śmiech).

      Usuń
  6. Cieszę się, że masz to szczęście. Ja zawsze byłam odrzucana, karana. Ale to moja wina, jestem zbyt popieprzona i głupia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszy raz tu jestem. Zahipnotyzowała mnie Twoja historia, choć dostrzegam tu bardzo mnóstwo bólu. Nie przeczytałem poprzednich blogów, ale tego aktualnego tak. Te najnowsze wpisy w porównaniu z tymi najstarszymi są wielką zmianą. Czuję, że na lepsze. Zrobiło mi się ciężko i smutno czytając o Twoich bólach. Stałem się na dłuższą chwilę świadkiem Twojej walki z przeciwnościami losu, z samym sobą.

    Konkursy na posiadanie gorszego życia, które odbywały się w komentarzach nie poprawiały sytuacji.

    Też ostatnio walczę ze sobą. Bo odpowiedź jest gdzieś we mnie. Proste rozwiązanie i powód istnienia moich demonów, które próbują doprowadzić mnie do straty bliskiej osoby. Nasze cierpienia, zmęczenie, czasem prowadzą do autodestrukcji. Umysł chce po prostu w końcu odpocząć. Ale to nie jedyna droga.

    Ty postanowiłeś walczyć, masz wsparcie, a te Wasze wymiany "Wiesz, że... - Nie wiem, ale czuję..." są takie słodkie. Walcz o swoje, walcz o siebie. Nie tylko dla innych, nie tylko dla tych, na których Ci zależy. Ale dla siebie. Nie potrafię sobie wyobrazić jak wygląda Twoje życie, bo dostałem ledwie strzępki informacji. Ale widzę, że dziś jest lepiej. Wystarczyło parę miesięcy. Co będzie za kolejne parę miesięcy?

    Pozdrawiam i życzę powodzenia z operacją i w ogóle ze wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inny, witam w moich marudnych progach i dziękuję za dobre słowo... Podziwiam Cię, że dałeś radę to wszystko przeczytać... (uśmiech)

      Usuń

Prześlij komentarz