01-06-2018

Jeszcze niedawno wydawało mi się, że doświadczyłem w życiu już wszystkiego i nie istnieje nic, co byłoby w stanie mnie zaskoczyć. Pomijam już dzieciństwo i wczesną młodość. Śmierć Wojtka. Porażka na polu zawodowym i osobistym, bo okazało się, że niezbyt dobrze oddzielałem obie te sfery. A zatem zwielokrotniona śmierć. 

Z perspektywy czasu oba te wydarzenia zaczęły jawić się jako niegdyś przyśniony koszmar, który wciąż wraca i nawiedza mnie na jawie wypalając piętno na rzeczywistości. Coś jak widok pierwszego zmasakrowanego ciała, który długo jeszcze pozostanie w mej pamięci. Miałem nawet (dość irracjonalną) myśl, że wszystko to wydarzyło się przez tamto zdarzenie. Pamiętam, że podchodząc do strzępka będącego niegdyś człowiekiem zmusiłem się, by nie odwrócić wzroku. Krew była wszędzie. Bez trudu mogłem obejrzeć ścięgna i kości. Oddychałem łapczywie podświadomie czując, że wstrzymanie powietrza okaże się błędnym posunięciem. Niektórzy mdleją przy pobraniu krwi lub wyrzucają zawartość żołądka podczas zetknięcia się z ciałem nieboszczyka. Na to jestem odporny, jednak tamten widok sprawił, że poczułem w gardle kwaśny smak soków żołądkowych. Kolega obok zwymiotował. Nabrałem powietrza jeszcze głębiej - właśnie wtedy poczułem się jakbym nabierał w płuca odór śmierci. 

Nieraz wracałem wspomnieniami do tamtego uczucia myśląc, że noszę ją w sobie - dlatego wszystko, co kocham musi umrzeć. Mój problem nie polegał na tym, by poradzić sobie z tym, co widzę, tylko z tym, co podpowiada mi wyobraźnia. Podobny problem pojawiał się w ocenie faktów w późniejszym życiu. Zdarzyło się jedno, wyobraźnia dopowiadała resztę. Być może bredzę -  trudno ubrać to w słowa. Nie wierzyłem w to, że przeżyję coś jeszcze, bo jestem skażony śmiercią. Tak chyba można to uprościć. 

Tymczasem kocham. Mimo, że nie szukałem tego uczucia. Ba, nie miałem złudzeń na to, że kiedykolwiek jeszcze się pojawi. I znowu boję się, że go stracę. Że jednak ściągam na wszystko i wszystkich nieszczęście.

Komentarze

  1. Od kilku minut siedzę i myślę co napisać...

    Z własnego doświadczenia wiem, że wyobraźnia może okazać się moim największym wrogiem. Potrafi "nakręcić" mi taki film, że późnej ciężko się pozbierać. Teraz już jest lepiej...

    Myślę że kiedy się kogoś kocha jakiś lęk o bezpieczeństwo tej osoby jest nieodłączny. Byle tylko nie przytłumił miłości.

    Będzie dobrze. Kochaj i ciesz się tym uczuciem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się jak mogę przełamywać kolejne bariery, jednak lęki powracają...

      Usuń
    2. Myślę, że po tym czego w życiu doświadczyłeś, jakiś lęk będzie zawsze...ważne aby ten lęk nie zawładnął codziennością :)
      Powoli, krok za krokiem razem poradzicie sobie z Twoimi barierami i lękami :)

      Usuń
  2. Aha.
    I jak rozumiem z wzajemnością kochasz?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie myśl o tym, że stracisz. Kochajcie się i cieszcie każdym dniem. Nie rozmyślaj tego co będzie, tylko myśl o tym co jest, a z tego co wiem to między wami jest pięknie :) Macie plany na wspólne wakacje? A w ogóle to wy już mieszkacie razem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michale, powoli... Wszystko powoli... Aczkolwiek jesteśmy na dobrej drodze.

      Usuń
    2. A co ty despasito czy co? Szybciutko a nie pomalutku heheheh

      Usuń
  4. Kiedy ja pokochałam, też się bardzo bałam, że nic z tego nie będzie, myślałam, że jest zbyt pięknie, żeby miało się nie rozwalić. A nie miałam żadnych traumatycznych doświadczeń. Może to naturalna obawa, która świadczy o tym, że człowiekowi po prostu zależy?...

    OdpowiedzUsuń
  5. Być może... Ale osoby na których mi zależy najczęściej cierpią...

    OdpowiedzUsuń
  6. W sumie, to normalne, że człowiek się boi, że straci coś cennego. Inaczej nie byłoby zamków w drzwiach, "a, ukradli mi, nie szkodzi" ;)
    Tym bardziej, że jak się dostaje w łeb od życia od małego, to niby czemu człowiek ma się spodziewać, że będzie znowu lepiej. Ja też się boję, że moja sytuacja zmieni sią na dużo gorszą, ale wiem, że to po prostu wymyślania mojego mózgu. Przygotowuje się on na "najgorsze". Dlatego po części biorę to pod uwagę, a po części ignoruję, jak niektóre inne emocje, po części zatnieżdżone w przeszłości, jak na przykład lęk.
    Mimo wszystko proklamuję szukanie siebie samego, bo to pozwala ustalić jakąś bazę, ułatwia w pracy nad sobą. Tyle, że ja to wiadomo, po części jestem analityk i nie mówię, że każdemu takie podejście dobrze zrobi ;)
    Fajnie, że masz powody do radości, bo jeszcze niedawno temu ledwo co zipałeś, psychicznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano widzisz, wkradł się jeden taki "powód"... (uśmiech)

      Usuń
  7. We dwóch/we dwoje łatwiej...będzie dobrze - czuję to Tomuś :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz